Szczygieł w Polsce, Stehlik w Czechach
19/09/2024 Wyłączono przez adminMa lewy profil inteligentniejszy od prawego, woli być reporterem niż reportażystą, a zdanie, na przekór zasadom, jako laureat Literackiej Nagrody Nike, może zaczynać od „więc”. Jeśli taka charakterystyka gościa III Liceum Ogólnokształcącego jest wciąż nieoczywista, należy dorzucić jeszcze miłość do Czech. Wtedy jasne staje się, że z zabrzanami, 18 września spotkał się Mariusz Szczygieł, nadal niepewny tego, czy można go nazywać pisarzem.
A dlaczego Mariusza Szczygła nie powinno się nazywać się reportażystą? – Bo reportażysta brzmi jak traktorzysta. Choć to określenie podnosi rangę autora tekstu, zakładając, że w jego twórczości jest dbałość o formę, że poza faktami jest także literatura, wolę tradycyjne – reporter. Czym jednak jest reportaż jeśli nie połączeniem faktów i piękna?
Pierwszy tekst Mariusza Szczygła ukazał się, gdy autor miał 16 lat. Był donosem na dyrektora szkoły. Wypłacone za niego honorarium wystarczyło na kupno książki. – Otrzymałem wówczas legitymację prasową i poczułem, że mogę rozmawiać z każdym. Wcześniej miałem z tym duży problem. Jestem jedynakiem, typowym jedynakiem, o którym kiedyś mówiło się melepeta. Stając się dziennikarzem, sam siebie obarczyłem zadaniem – otwieraniem się na ludzi. Dziś w byciu literatem największą przyjemność sprawia mi rozmowa. Jadąc do Zabrza, w pociągu usłyszałem dialog pań, które dzieliły się swoimi uwagami na temat pracy. Jakże one obgadywały koleżanki! Niestety, nie mogłem zapisać tej fantastycznej wymiany zdań – mówił Mariusz Szczygieł.
Tematy na reportaże leżą na ulicy, czasami nawet się nimi przechadzają. – W upalny dzień stałem na balkonie. Żar lał się z nieba, a na horyzoncie pojawiła się barwnie ubrana starsza pani, prowadząca psa wyglądającego jak siedem nieszczęść. Wiedziałem, że muszę nawiązać kontakt, że potencjalne spotkanie może przynieść temat na reportaż. I co? Zacząłem rozmowę. Ostatecznie pani wykrzyczała do balkonu numer swojego telefonu, a ja dowiedziałem się, że jej towarzyszką jest Figa Bohaterka. Niepozornie wyglądający pies ocalił swoją poprzednią właścicielkę.
Mariusz Szczygieł przyznał, że trzyma się zasady wyznawanej przez Korę Jackowską. Według niej, każdy powinien mieć przynajmniej dwa życia. I Mariusz Szczygieł je ma. W Polsce jest reporterem i pisarzem, w Czechach tylko spisovatelem Mariuszem Stehlikiem. – Nie mówię tam o sobie reporter, bo konotacja tego słowa u naszych sąsiadów jest negatywna, przypisana prasie brukowej. Za to pisarz, czyli spisovatel, i to z Polski, brzmi znacznie lepiej. Przedstawiam się i jestem przedstawiany jako Stehlik. To znaczy „szczygieł”. Czesi mają kłopot z poprawnym wymówieniem mojego nazwiska. W ten prosty sposób zyskałem dwa życia: Szczygła i Stehlika.
Miłość Mariusza Szczygła do Czech jest racjonalna, opisana w 18 powodach. Ostatnim jest właśnie język, w uszach reportera brzmiący jak muzyka. Szóstym na tej liście są różnice między sąsiadującymi narodami. Dobrze obrazuje je sytuacja, w której znalazł się korespondent czeskiego radia. – W jego relacji z mszy beatyfikacyjnej Jana Pawła II wiele razy pojawiało się słowo „cud”. Szef dziennikarza zażądał poprawek, wskazując na nie jako nieodpowiednie. Korespondent tłumaczył, że rzeczywiście często się powtarzało. I co usłyszał? „Mów o tak zwanych cudach Papieża”. Czesi są narodem pytań i wątpliwości, Polacy mają natomiast odpowiedzi, dyktowane wiarą.
Tekst i foto: Ida Popiołek