O familokach, czerwonych jak cegła
27/09/2024 Wyłączono przez adminZacznijmy od zagadki związanej z familokami. Kto mieszkał w ceglanych domach z czerwonymi framugami, a kto z tymi malowanymi na zielono, a kto w tych z białymi? Odpowiedź prosta i żartobliwa, pada na jedenastej stronie książki „Familoki. Śląskie mikrokosmosy”. Z jej autorem, Kamilem Iwanickim, można było się spotkać i podyskutować 26 września, w zabrzańskiej Oficynie.
– Pomysł na książkę powstał podczas wycieczek, realizowanych w ramach projektu „Familoki”, gdzie przez kilka lat, jako przewodnik, oprowadzałem grupy turystów po koloniach robotniczych na Górnym Śląsku i w Zagłębiu – tłumaczył Kamil Iwanicki. Stworzył, jak sam zaznaczył, subiektywny przewodnik po osiedlach robotniczych. A miał z czego wybierać, bo przez ponad 150 lat w naszym regionie zbudowano przeszło 200 kolonii robotniczych. Wybrał najciekawsze, i warto dodać, że wśród opisywanych przez niego są trzy z Zabrza, czyli Zandka z centrum, Borsigwerk w Biskupicach i Osiedle Ballestrema w Rokitnicy.
Zacznijmy jednak od początku. Dlaczego powstawały familoki? – Hutom i kopalniom były potrzebne ręce do pracy, a mieszkania robotnicze pomagały przyciągnąć i utrzymać na dłużej pracowników. Domy różniły się od siebie kształtem, materiałem i standardem. Najtańsze i najpowszechniejsze były ceglane domy, w zabudowie koszarowej, które mogły pomieścić od kilku do kilkunastu rodzin. Takie budynki są m.in. w Biskupicach, w dawnej kolonii Borsiga. Z czasem przemysłowe koncerny zaczęły zatrudniać architektów, a wielu z ich starało się podnieść standard życia mieszkańców. Na zabrzańskiej Zandce pomiędzy domami ulokowano ogródki i małe zielone przestrzenie – wyjaśniał autor. Warto dodać, że zabrzańskiej Zandce Kamil Iwanicki poświęcił w „Familokach” cały rozdział, zatytułował go „Zandka była zbyt luksusowa”. Dla kogo i kiedy zbyt luksusowa? Odsyłam do lektury.
Cały rozdział w książce ma też kolonia Borsigwerk w Biskupicach, najstarsze i największe osiedle patronackie w Zabrzu. Wybudowano je w latach 1868 – 1880 dla blisko 3 tys. mieszkańców, rodzin pracowników kombinatu górniczo-hutniczego Borsig. W 10 rzędach, wzdłuż równoległych ulic, postawiono ponad 60 familoków. Mieszkańcy mówili, że mieszkają na pierwszej albo drugiej „raji”, czyli w pierwszym lub drugim rzędzie. – Co ciekawe, koszt budowy familoka w kolonii Borsiga był dwukrotnie wyższy niż średni koszt typowego domu robotniczego na Górnym Śląsku w tamtym czasie – czytamy w książce.
Familoki inspirują fotografów, artystów. Stały się jednym z symboli Górnego Śląska. W ostatnich latach wracają do łask. Zaczęło się do Nikiszowca. Dziś to chyba najbardziej rozpoznawalna kolonia robotnicza w naszym województwie. Nikisz stał się bardzo mody, ciągną tu wycieczki z całego świata, i równocześnie tu poszybowały w górę ceny nieruchomości, są jedne z najwyższych. Czy inne kolonie robotnicze też tak rozkwitną? Jaka jest przyszłość familoków? Czy grozi im likwidacja czy przeciwnie, po kosztownych, gruntownych remontach staną się strefą dla osób o wysokim statusie materialnym? Czas pokaże.
Spotkanie z Kamilem Iwanickim czasem przeradzało się w dyskusję, bo uczestnicy, już od pierwszych minut, chcieli podzielić się swoimi spostrzeżeniami.
– Czy powstanie kolejne książka? – pytali uczestnicy spotkania w Oficynie. – Jest już nawet w korekcie. Będzie o miejscach, które zniknęły, o znikających osiedlach, znikających społecznościach na Górnym Śląsku. Znajdzie się w niej też zabrzański wątek – zdradził na koniec Kamil Iwanicki.
Tekst i foto: Katarzyna Włodarczyk