Wyobraźcie sobie, że żyjecie w idealnej krainie, gdzie wszystkiego jest pod dostatkiem. Można prowadzić spokojne życie z dala od trosk, a ludzie wokół są życzliwi i chętnie służą wsparciem.
A teraz wyobraźcie sobie przeciwieństwo tej sytuacji i wejdźcie ze mną w świat stworzony Davida Mameta.
Na scenie dwoje aktorów, ruchome biurko, dwa krzesła, w tle zarys jakichś pomieszczeń. Jedynymi bohaterami są John i Carol. On jest mężczyzną w średnim wieku, który lada moment ma otrzymać nominację profesorską. Ona – to studentka tegoż profesora, która ma problem ze zrozumieniem wykładów. Co więcej, a widać to jak na dłoni, problem ma także sama ze sobą.
Sytuacja od pierwszej minuty spektaklu jest bardzo napięta. Znerwicowana i przerażona sytuacją Carol ma kłopoty z wysłowieniem się, wie, że od tego spotkania zależy jej obecność na uczelni. John z premedytacją i niejaką satysfakcją okazuje jej swą wyższość. Jego pełne politowania spojrzenie, a z czasem wręcz pastwienie się psychiczne nad studentką powoduje, że od pierwszych chwil postać ta drażni nas niemiłosiernie.
Ale spokojnie, to dopiero początek…
W drugim akcie sytuacja zmienia się diametralnie. To już nie jest ta sama zahukana Carol. Chciałoby się powiedzieć – nareszcie! No właśnie… do czasu…
Spektakl jest doskonale skonstruowanym dramatem psychologicznym, choć wiele razy czułam się, jakbym oglądała thriller. Komu wierzyć? Jakie są ukryte cele obu stron? Czy one w ogóle istnieją? Kto pociąga za sznurki? Za każdym razem, gdy sytuacja wydaje się klarowna – następuje zwrot akcji. Ostatecznie widz już nie wie, po której stronie się opowiedzieć, pozostaje tylko szokująca refleksja i proste pytanie – Jak daleko może posunąć się człowiek? Witamy w antyutopii!
Podobnie jak w satyrycznej pieśni „Oleanna” wyśmiewającej utopijną wizję społeczeństwa na nowym kontynencie, tak samo Mamet obnaża nasze najbardziej skrywane podłości, manipulacje i żenującą potrzebę okazywania wyższości innym ludziom.
Krótko mówiąc to spektakl doskonale skomponowany, doskonale zagrany i doskonale zainscenizowany. Nie było tu niczego przypadkowego. Każde słowo, czy najmniejszy gest mimiczny były doskonale wyważone, każda pauza wypełniona po brzegi emocjami.